Bardzo Rzetelnie – portal najlepszych informacji

Portal informacyjny z ciekawostkami ze świata

Ciekawostki

Płynna sprawa

Po zmasowanej krytyce biopaliw Unia Europejska miała zacząć od nich odchodzić. Jednak wszystko wskazuje, że tego nie zrobi. Wbrew pozorom nie jest to zła wiadomość. Na Zachodzie to głównie ekolodzy i lewicowcy wieszają psy na biopaliwach. U nas grono ich krytyków jest dużo szersze. W dużej mierze dlatego, że rząd PO-PSL niby opowiada się za biopaliwami, ale przerzuca koszty ich wspierania na kierowców. Tymczasem można by je w Polsce wspierać tak, jak to robi wiele krajów zachodnich: obniżając nakładany na nie podatek. Wtedy nie budziłyby takich kontrowersji i ich przeciwnikami nie byłyby koncerny paliwowe. Polski rząd też stosował to rozwiązanie, ale kilka lat temu odszedł od niego, bo zamiast gospodarniej, racjonalniej wydawać publiczne pieniądze, nie powiększać armii urzędników, woli przykręcać fiskalną śrubę.

Amerykański pragmatyzm…

Dlaczego na Zachodzie obniża się podatek nakładany na biopaliwa? Dlaczego równie mocno, co UE, stawiają na nie takie kraje, jak USA, Brazylia czy Chiny? Przede wszystkim dlatego, że dzięki nim mogą one zmniejszyć import ropy naftowej, zastępując ją paliwem z własnych surowców i wspomagając w ten sposób rozwój własnego rolnictwa oraz przemysłu (w tym drugim przypadku chodzi o fabryki wytwarzające biopaliwa). Chodzi też o to, że wśród światowych liderów w wydobyciu ropy większość stanowią kraje albo mało stabilne, albo mające autokratyczne rządy, a jednocześnie ich społeczeństwa są nieprzyjaźnie nastawione do Zachodu.

To z tych względów światowymi liderami w produkcji biopaliw są od lat USA, Brazylia oraz Niemcy. To dlatego globalna produkcja paliw z surowców roślinnych wciąż rośnie i według prognoz Międzynarodowej Agencji Energii będzie rosnąć także w najbliższych latach. Sprzyjać temu będzie fakt, że bioetanol i biodiesel są też dobrym sposobem na zmniejszenie nadwyżki produktów rolnych na cele spożywcze, która znów zaczyna dotykać rolnictwo wielu krajów (m.in. w związku z rosyjskim embargiem na zachodnią żywność). Dlatego ani Brazylia po odkryciu ogromnych złóż ropy na jej terytorium, ani USA, które dzięki ropie łupkowej znów awansowały do globalnej ekstraklasy naftowej, nie zaczęły się wycofywać ze wspierania rozwoju produkcji biopaliw. W Brazylii aż 25 proc. wytwarzanych tam paliw to bioetanol z trzciny cukrowej.

…i europejskie eksperymenty

Inna sytuacja jest w Unii Europejskiej, która od początku miała do biopaliw podejście bardziej ideologiczne niż zdroworozsądkowe. Bruksela widziała bowiem w paliwach z roślin przede wszystkim sposób na walkę z ociepleniem klimatu i ochronę środowiska, a nie na zmniejszenie importu ropy czy rozwój własnego rolnictwa i przemysłu, uznając biopaliwa za tzw. paliwa zeroemisyjne: chodzi o to, że są one wytwarzane z roślin, które, rosnąc, pochłaniają taką ilość dwutlenku węgla, jaka wydziela się podczas spalania wyprodukowanego z nich bioetanołu czy biodiesela.

Czym to się skończyło? Bardzo dużym importem biopaliw do krajów UE z innych części świata. W Indonezji, ale i w innych biednych krajach, wycinano ogromne połacie lasów tropikalnych tylko po to, żeby na ich miejscu posadzić plantacje palm olejowych, a uzyskiwany z nich olej eksportować do Unii Europejskiej jako biopaliwo. W niektórych państwach uprawy na ten cel zaczęły wypierać tradycyjne rolnictwo, nastawione na produkcję żywności. Z tych powodów część ekspertów zaczęła twierdzić, że stosowanie biopaliw przyczynia się do zwiększenia emisji gazów cieplarnianych, a nie do ich zmniejszenia. I co gorsza przyczynia się do wzrostu cen żywności. W ślad za takimi opiniami na Zachodzie na biopaliwową branżę posypały się gromy: głównie ze strony ekologów i polityków oraz działaczy lewicowych.

Pod wpływem tej krytyki władze UE zapowiedziały, że zaczną odchodzić od wspierania biopaliw, przynajmniej tych pierwszej generacji, czyli wytwarzanych z surowców żywnościowych. Na czym to wsparcie dotąd polegało? Bruksela nakazała krajom członkowskim, żeby do 2020 r. 10 proc. zużywanych w nich paliw pochodziło z odnawialnych źródeł. Dała im jednak swobodę w wyborze tych źródeł. Państwa unijne, w tym Polska, gremialnie postawiły na biopaliwa, bo to był najprostszy sposób na wywiązanie się z tego obowiązku. Od kilku lat trwają jednak dyskusje, czy UE nie powinna odejść po 2020 r. od wspierania biopaliw, przynajmniej tych pierwszej generacji. Bruksela zaproponowała, żeby na lata 2020-2030 udział bioetanolu i biodiesela w całkowitym zużyciu paliw wciąż wynosił co najmniej 10 proc. Ale żeby połowa z tego przypadała na paliwa drugiej generacji, cieszące się poparciem Brukseli – czyli te, które nie są wytwarzane z surowców żywnościowych, lecz np. z drewna czy z odpadów. W ostatnich miesiącach to stanowisko władz UE jednak się zmieniło, bo większość krajów unijnych opowiedziało się za tym, żeby w tych 10 proc. tylko jedną trzecią stanowiły biopaliwa drugiej generacji. Głównie dlatego, że wciąż brakuje technologii, które pozwalałyby produkować tę drugą generację równie tanio, co pierwszą. Wszystko wskazuje więc na to, że UE nie będzie odchodzić od biopaliw, co wcześniej zapowiadała.

Polska: od ściany do ściany

Bardzo ciekawie na tym tle wygląda Polska, która z jednej strony niemal całą potrzebną jej ropę importuje z Rosji, a z drugiej strony prawie wszystkie fabryki biopaliw w naszym kraju są w rękach polskiego kapitału. Jednocześnie kolejne rządy w Polsce deklarują, że bardzo popierają biopaliwa, ubiegając się w ten sposób o rolniczy elektorat. Kilka lat temu biopaliwom przyznano u nas ulgi podatkowe. W kraju powstawały kolejne fabryki, produkujące bioetanol i biodiesel, a tysiące polskich rolników podpisywało z nimi umowy na dostawę surowców do produkcji (głównie rzepaku). Na działające u nas koncerny paliwowe nałożono obowiązek dodawania określonej (procentowo) ilości biopaliw do sprzedawanej na stacjach benzyny i oleju napędowego. Ta obowiązkowa domieszka miała z roku na rok rosnąć, co określał tzw. Narodowy Cel Wskaźnikowy (NCW).

I niedługo później okazało się, że zdecydowana większość zużywanych w Polsce biopaliw pochodzi z importu. W 2010 r. moce produkcyjne polskich fabryk biopaliwowych były wykorzystane tylko w 8 proc., a jeszcze w 2011 r. udział importu w krajowym rynku biopaliw stanowił aż 62 proc. Dlaczego tak było? Bo bioetanol i biodiesel od zagranicznych, głównie zachodnioeuropejskich dostawców (np. niemieckich), był po prostu tańszy niż od krajowych. To z kolei wynikało z faktu, że w tamtych krajach przemysł biopaliwowy rozwinął się wcześniej niż u nas, że koszt budowy ich fabryk bioetanolu i biodiesela już zdążył się zwrócić i nie trzeba go było wkalkulowywać w cenę, że tamtejsze firmy z tej branży były dużo większe od naszych. Naszych, które dopiero zaczynały i były obciążone spłatą ogromnych kredytów na budowę zakładów produkcyjnych.

W tych okolicznościach rząd mógł bez większych protestów wycofać się z ulg podatkowych dla biopaliw (skoro korzystali na nich głównie importerzy). Zrobił to w 2011 r. Jaki był tego efekt? Biopaliwa były i wciąż są trochę droższe w produkcji od paliw produkowanych z ropy (obecnie o kilka, kilkanaście procent – według Krajowej Izby Biopaliw), a ulgi podatkowe miały tę różnicę wyrównać. Gdy zniknęły, koncerny paliwowe nie chciały pokrywać tej różnicy z własnej kieszeni, dodając biopaliwa do benzyny i oleju napędowego. Przerzuciły związane z tym koszty na kierowców, doliczając je do cen na stacjach. Ceny paliw są z tego powodu wyższe nie więcej niż o kilkanaście groszy na litrze. To jednak wbiło klin między krajowe firmy z branży biopaliwowej a rodzime koncerny paliwowe, bo im wyższe ceny paliw, tym niższy na nie popyt. Nawet 10 groszy na litrze ma w tym przypadku znaczenie.

Mimo to import biopaliw zaczął maleć, dzięki wprowadzeniu, także w 2011 r., furtki prawnej, pozwalającej koncernom paliwowym obniżać o 15 proc. obowiązkową domieszkę biopaliw do benzyn i olejów napędowych. Mogły to jednak robić tylko pod jednym warunkiem: że co najmniej 70 proc. dodawanych przez nie biopaliw będzie polskiej produkcji. Od tego czasu krajowa branża biopaliwowa, która bazuje na polskich surowcach, zaczęła się dźwigać. Obecnie już 70-80 proc. zużywanych w Polsce biopaliw to rodzima produkcja. Problem w tym, że wyżej opisana furtka prawna ma obowiązywać do 2015 r. i na razie nie wiadomo, czy zostanie dalej otwarta. Jeśli nie zostanie, znów możemy wrócić do sytuacji, w której większość biopaliw będziemy importować.

(Bio)masa błędów

To jednak nie wszystko. W zamian za zabrane ulgi podatkowe branża biopaliwowa w Polsce miała dostawać co roku na swój rozwój 1,5 proc. wpływów z akcyzy nakładanej na paliwa. Ten zapis pozostał jednak martwy, bo najpierw Ministerstwo Gospodarki przez dwa lata nie mogło wydać stosownych rozporządzeń, potem rząd, nowelizując w 2013 r. budżet, zabrał niemal w całości te pieniądze na inne swoje potrzeby, a następnie zawiesił ów mechanizm wsparcia, jednocześnie wciąż utrzymując dużo niższą -niż w przypadku benzyny i oleju napędowego – akcyzę na LPG, które sprowadzamy z Rosji. To pokazuje, że rząd PO-PSL tylko mydli rolnikom oczy, twierdząc, że jest za rozwojem krajowej produkcji biopaliw.

Na dokładkę wciąż nie wiadomo do końca, jaka ostatecznie będzie polityka UE w tej dziedzinie po 2020 r. To wszystko razem nie tworzy dobrych warunków do rozwoju rodzimej produkcji biopaliw z rodzimych surowców. Według Adama Stępnia, członka zarządu Krajowej Izby Biopaliw, gdyby warunki inwestowania w tę branżę były u nas stabilne i nie gorsze niż w krajach Europy Zachodniej, to rodzimi producenci biopaliw staliby się z czasem na naszym rynku bardziej konkurencyjni, tańsi niż zagraniczni i mogliby w całości wyprzeć ich import do Polski. Łatwiej byłoby im też zainwestować w produkcję biopaliw drugiej generacji, którymi są żywo zainteresowani, ponieważ to jest przyszłość tej branży. Dzięki nim będzie można bowiem produkować dużo więcej niż dziś paliw z roślin, ale docelowo – także taniej. I nie chodzi wcale tylko o to, żeby – tak, jak chce UE – wytwarzać je z surowców nieżywnościowych, np. z drewna czy odpadów. Ale także o to, że w biopaliwach pierwszej generacji używa się do ich produkcji tylko bardzo niewielką część roślin, tzn. ziarna czy nasiona. W tych drugiej generacji na paliwa przetwarzać się będzie całe rośliny. To zaś oznacza, że z hektara upraw na ten cel będzie można wyprodukować wielokrotnie więcej biopaliw niż obecnie. Dzięki temu byłyby one nie tylko tańsze, ale i mogłyby mieć dużo większy udział w rynku paliw, częściowo wypierając z niego ropę i obniżając jej cenę. Szczególnie, gdy dodalibyśmy do tego paliwa wytwarzane z odpadów. Już dziś w Polsce produkuje się np. biodiesel ze zużytego oleju spożywczego, tzw. posmażalniczego. Już dziś moglibyśmy produkować – z własnych surowców – nawet miliardy metrów sześciennych innego biopaliwa drugiej generacji: biogazu. Brakuje jednak wciąż sprzyjającej temu polityki państwa. Obecna polityka rządu w tej dziedzinie doprowadziła do tego że zamiast biomasę przerabiać na biogaz, który mógłby wypierać gaz a nawet ropę, sprowadzane z Rosji spalamy ją w elektrowniach, w których wypiera ona węgiel. Na dodatek spalana w naszych elektrowniach biomasa jest w większości z importu. Ten import, według danych Ministerstwa Finansów, kosztuje nas setki miliony złotych rocznie. Choć moglibyśmy ową biomasę w całości wytworzyć w kraju. Pod warunkiem, że państwu naprawdę na tym by zależało.